Mogą Cię również zainteresować książki...
"Resortowe dzieci" to seria książek o Mediach, Służbach Specjalnych, Politykach, Biznesie i Nauce. W pierwszym tomie Dorota Kania, Jerzy Targalski i Maciej Marosz lustrują czołowych dziennikarzy mainstreamu.
One. Resortowe dzieci. Wychowane w rodzinach działaczy i funkcjonariuszy KPP, PZPR. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a potem SB. Doskonale ustawione potem w życiu, dzięki koneksjom, a potem pieniądzom i "grubej kresce".
Czasem, choć wywodzą się z niekomunistycznych środowisk, związane ideologicznie oraz materialnie z byłą władzą i bezpieką. Za młodu aktywiści komunistycznych organizacji młodzieżowych, potem biznesmeni, właściciele i zarządcy nowych mediów. Właśnie dlatego tak zdecydowanie przeciwne dekomunizacji i lustracji, szydzący z patriotyzmu, polskich tradycji i w ogóle z polskości.
Niebezpieczne, bo usytuowane w opiniotwórczej prasie, a przede wszystkim w telewizji i stacjach radiowych. Obecne w nich od stanu wojennego - do dziś. One. Resortowe dzieci. "Violetty", "Kowalscy", "Literaci", "Poeci", "Daniele" i inni. Połączeni solidarnością grupową i interesami, posługujący się wprawnie relatywizmem moralnym, szyderstwem i ośmieszaniem.
Często, w razie pilnej potrzeby, pełniące rolę "dyżurnych autorytetów moralnych", szczujących przeciw zbyt niepokornym, zbyt dociekliwym - myślącym, ponad ICH miarę, po prostu inaczej.
Ta książka jest właśnie o nich.
Oprawa: | miękka |
Wydawca: | Fronda |
Autor: | Dorota Kania, Jerzy Targalski, Maciej Marosz |
Rok wydania: | 2013 |
Ilość stron: | 430 |
Wymiar [mm]: | 153x210 |
EAN: | 9788364095092 |
ISBN: | 978-83-64095-09-2 |
ID: | 277564 |
Dobra, ale...
Niezwykle cenna jest treść tej książki - dużo nieznanych faktów, zebranych na podstawie zapewne rzetelnej kwerendy (zwłaszcza w IPN), możliwość dowiedzenia się z jakiego środowiska pochodzą "autorytety moralne" współczesnych mainstreamowych mediów. Ta książka wiele demaskuje i wyjaśnia i choćby z tego powodu powinna była się ukazać. Ale.... Odnoszę wrażenie, że ta książka została napisana tak trochę "na kolanie" - jest w niej dużo chaosu, niespójności, przeskakiwania z tematu na temat, brakuje mi przejrzystszego zawarcia materiału, język książki też jest taki czasami "nieksiążkowy". W skrócie ujmując: bogata treść, ale "obróbka" i forma podania kiepska. Gdyby wziął się za tę książkę świetny historyk Sławomir Cenckiewicz to napisałby prawdziwą perłę.